Tytuł: Ostatni bastion Barta Dawesa
Autor: Stephen King
Wydawnictowo: Albatros
Gatunek: Powieść obyczajowa
Ocena: 7/10
Ostatni bastion Barta
Dawesa to kolejna książka Stephena Kinga, którą przeczytałem w swoim życiu,
chociaż nadal nie przedarłem się przez większość jego twórczości to myślę, że
mogę się już nazwać fanem jego twórczości. Chociaż do tej książki podchodziłem
ze sporą dozą ostrożności to mogę z czystym sercem powiedzieć, że się nie
zawiodłem.
Książka opisuje losy tytułowego bohatera- Barta Dawesa,
który jest facetem w średnim wieku, stracił syna, który zmarł na raka. W
książce widzimy mężczyznę, który nie do końca pozbierał się po śmierci syna a w
dodatku w wyniku prac nad przedłużeniem autostrady ma stracić dom oraz pralnię
w której pracuje. W międzyczasie opuszcza go też żona co przelało czarę goryczy
i Bart postanowił, zawalczyć o swój dom.
King jest świetny w kreowaniu postaci i tym razem też
stworzył interesującą postać i moim zdaniem realistycznie przedstawił problemy,
z którymi musiał się zmagać Bart Dawes. Dużo kolorytu dodały postacie Olivii i Magliorego.
Chociaż fabuła jest dość przewidywalna i myślę, że każdy czytelnik dość szybko
jest w stanie zorientować się jak mniej więcej będzie wyglądać zakończenie tej
książki to mnie to nie raziło i w szybkim tempie pochłaniałem kolejne strony.
Głównymi zarzutami, które mogę postawić Ostatniemu bastionowi Barta Dawesa jest dość nudny i trochę
rozwleczony początek i zbyt skrócona scena finałowa, która sprawia wrażenie,
jakby była napisana na chybcika i chyba nie była całkiem przemyślana, co jest
zresztą największą wadą Kinga w moich oczach- ewidentnie nie potrafi kończyć
swoich książek i niestety czasami zamiast perełek dostajemy „tylko” bardzo
dobre książki, tak było m. in. w Sklepiku
z marzeniami.
Podsumowując jest to kawałek solidnej lektury, książka nie
jest może arcydziełem i nie zaliczyłbym jej do czołówki Stephena Kinga, ale
jest to przyjemny średniak, przy którym nie miałem poczucia straty czasu na
lekturę i myślę, że każdy fan Stephena Kinga będzie zadowolony z lektury, ale
będąc na miejscu czytelnika, który nie czytał jeszcze żadnego dzieła „króla
grozy” raczej sięgnąłbym po inny tytuł, celowałbym w coś pokroju Cmętarz zwierząt lub Wielki Marsz.